niedziela, 20 maja 2012

Ciężkie dłonie baby

Źródło


STRUMIEŃ. (Dziwna kradzież.)

W nocy przed kilku dniami wracał p. G., stateczny i zamożny obywatel, trochę chwiejnym krokiem do domu. Ponieważ żona jego w żaden sposób nie chciała go wpuścić do mieszkania, nazywając go przytem niemiłemi słowami, więc strapiony p. G. postanowił przenocować przy parobku w stajni. Doszedłszy na podwórze, spostrzegł z uradowaniem, że do dachu ktoś przystawił drabinę. Nie namyślając się wiele postanowił wydrapać się po niej na dach, zerwać zeń poszycie i na przekór żonie w tak niezwykły sposób dostać się do mieszkania. Będąc już na dachu, trochę się zdziwił, gdyż spostrzegł, że już my ktoś i otwór w dachy, dosyć spory, uczynił. Przeciskając się przezeń, stracił nagle równowagę i jak długi runął na strych. Nie wyrządził sobie jednak przytem wielkiej krzywdy, gdyż legł na czemś miękkim. Lecz w tej samej chwili wszczął się na strychu okropny wrzask, a gdy przerażona a mocno odważna żona wybiegła na strych, spostrzegła swego męża, leżącego na jakimś obszarpanym rzezimieszku, który próżno usiłował wydobyć się spod ciężkiego gazdy. Darli się przytem obydwaj tak okropnemi głosy, że aż strach. Pani G., nie tracąc przytomności, zawinęła się rychło koło nich i nim tamci biedacy się spostrzegli już znajdowali się w ciężkich dłoniach baby. Sprowadziła ich do sieni, poczem, ułapiwszy mocno zmartwiałego złodziejaszka za szyję, poprowadziła nieboraka do szopy i zamknęła na kłódkę. Na nieśmiałą uwagę wystraszonego męża, że może stamtąd ucieć, machnęła tylko ręką, gdyż świadoma była celowości swego czynu, jako że w owej szopie znajdował się ich pies.

Złodziej jednak rychło pokumał się ze swym wrogiem, uraczywszy go suto słoniną, wydobytą z za pazuchy, którą był skradł poprzednio na strychu. I gdy nad ranem udali się pogodzeni już małżonkowie do szopy, by złodziejaszka oddać w ręce władzy, zdziwili się niepomiernie, gdyż nie zastali w niej ani złodzieja, ani psa!... I nie dość na tem. Ów człowiek niegodziwy wylazł po raz wtóry na dach, pozbierał co lepsze połacie słoniny na plecach i niefrasobliwie powędrował razem z psem gdzieś w daleki świat.

Dziennik Śląska Cieszyńskiego, nr 4, 1926


***

Gdyby nie brak słoniny i psa pan G. z żoną mogliby uznać wydarzenie za dziwny sen...

7 komentarzy: