piątek, 9 listopada 2012

Piękny, zdrowy i wyświeżony






>>OBOWIĄZUJĄCE PRZEPISY DLA FILMÓW KINOWYCH.<<

Znakomity krytyk kinowy w Ameryce Temar Leon, który oddawna już stał się postrachem wszystkich wytwórni kinowych i katem niemiłosiernym dla >>gwiazd filmowych<<, wydał ostatnio kapitalne dzieło p. t. >>O tem wszystkiem, co jest śmieszne i niesamowite w kinie<<.

Książka ta stała się wkrótce sensacją dnia, autor bowiem w sposób dowcipny, a często zjadliwy ośmiesza to wszystko, co stało się maniejrą, obowiązującą dla każdego bodaj najlepszego filmu.

Pozwalamy sobie przytoczyć kilka cennych i niezwykle trafnych uwag rzetelnego krytyka, które zaczerpnęliśmy z jednego tylko rozdziału książki p. t. <<Przepisy kinowe, którym ulega niewolniczo każdy szanujący się film>>. Oto są:

1. Każdy, kto pragnie na ekranie rozmówić się przez telefon, ledwo tylko dotknie słuchawki, już jest połączony z osobą, o którą mu chodzi. Omyłka nie zachodzi nigdy, telefon nie jest nigdy zajęty, choćby nawet osoba mieszkała w innem mieście, bodaj czy w innem państwie.

2. Policja nie jest tylko zawsze na zawołanie, ale zjawia się na samą myśl aktora, pragnącego wezwać jej pomocy. Policjanci nie chadzają również w pojedynkę, ale zawsze dwóch, często nawet czterech.

3. Jeżeli ktoś w akcji jest bardzo ciekawy, i zagląda przez dziurkę od klucza, ujrzy oczywiście cały pokój i wszystkie jego kąty, nawet te, które nie znajdują się na równej linji z drzwiami, przez które patrzy.

4. Jeszcze nigdy nie widziano, aby młoda i piękna bohaterka dramatu, która padła ofiarą katastrofy kolejowej czy zatonięcia statku - gdyby nawet została wyrzucona na wyspę bezludną, - obyła się w tej opresji bez pudru i różu. Może być również głodna i nieszczęśliwa, lecz kosmetyczne środki zdobędzie wszędzie i zawsze.

5. Tak samo wszyscy chorzy, choćby na łożu śmierci, mają wygląd ludzi pięknych, zdrowych i wyświeżonych.

6. Wszystkie bohaterki, po największej nawet katastrofie materjalnej, umierając nieraz na barłogu, w ostatniej nędzy - bieliznę muszą mieć stanowczo tylko jedwabną i pięknie haftowaną.

7. Mąż nie domyśla się nigdy, że w najbliższym czasie ma zostać szczęśliwym ojcem. Jasno to widzi dopiero wówczas, gdy dojrzy przypadkiem swą żonę schyloną w skupieniu nad jakiemiś gałgankami. Będzie to oczywiście wyprawka dziecinna i mąż dopiero wtedy domyśli się wszystkiego.

8. Wszyscy, którzy na ekranie udają się w daleką podróż, zabierają ze sobą lilipuci sakwojaż, w którym co najwyżej zmieszczą się 3 chustki do nosa, kilka kołnierzyków i kilka krawatów.

9. Topielcy, świeżo wyciągnięci z wody, wysychają z błyskawiczną szybkością i uczesani są zawsze jak na bal.

10. Zresztą... i bohater, walczący na śmierć i życie ze zgrają zbójców, może być ostatecznie pokaleczony, lecz przedział na włosach zachowuje zawsze nienaruszonym.

11. Nigdy też nie widziano, aby złodziej był blondynem i miał normalny wyraz twarzy. Nie, musi być tylko brunetem, nieogolonym i potarganym.

I tak dalej... i tak dalej moglibyśmy się zabawiać na ten temat do nieskończoności.

Dziennik Śląska Cieszyńskiego, nr 220, 10.12.1925, źródło: FBC

***

Jak to wygląda dzisiaj? Czy coś od 1925 roku się zmieniło?


1. Nadal aktualne. Poza tym zawsze fascynują mnie sceny, w których ktoś w sytuacji stresowej (np. po aresztowaniu) dzwoni gdzieś i bez wahania wystukuje numer do prawnika, przyjaciela, portiera czy dawnej dziewczyny. Serio, ile numerów telefonu pamiętacie? Ja dwa, w tym mój.

2. Coś w tym jest, jednostki antyterrorystów przemieszczają się z prędkością światła i niemal zawsze są na czas.

3. Tego typu zabiegów stosuje się wiele i chyba już nikogo nie dziwią.

4. Jest trochę lepiej, charakteryzatorzy opanowali technikę 'no make-up' make-up. Razi mnie jednak to, że w wielu filmach kobiety nie dość, że kładą się spać w pełnym makijażu, to jeszcze rano budzą się w pełnym i makijażu zupełnie nienaruszonym.

5. To też się zmieniło, aktorzy nawet katują się dietami, żeby w filmie wyglądać na odpowiednio wyniszczonych. Oscar gwarantowany.

6. Cóż, czasy jedwabnych szlafroków i koszul nocnych raczej odeszły w niepamięć. Ale sądząc po współczesnych filmach, przeciętna kobieta nawet pod najzwyklejszym strojem zawsze ma na sobie maksymalnie seksowną bieliznę, w sam raz na rozbieraną randkę, podczas gdy w rzeczywistości na co dzień wybieramy po prostu rzeczy wygodne, sprawdzone i... bawełniane.

7. Zdecydowanie nieaktualne.

8. Tak, często dziwię się, że bohaterowie filmów wybierają się na miesięczne wakacje na drugi koniec świata z niewielką walizką, w której – czego dowiedzieć można się ze scen przeszukań na lotnisku, ewentualnie kiedy walizka otwiera się w czasie pościgu bądź ucieczki – znajduje się jedynie parę zmiętych fatałaszków.

9. Nie, dzisiejsi topielcy są bardzo realistyczni. W ogóle tabu makabry i pośmiertnej brzydoty zostało przełamane – zmasakrowane lub przynajmniej sine ciała zobaczymy nawet w serialach telewizyjnych. Mniam.

10. Nie do końca. Co prawda obrażenia, których bohaterowie doznają podczas walki, są zazwyczaj nierealistycznie małe (seksowna szrama na policzku lub czole, ewentualnie lekko krwawiący nos czy pęknięta warga), jednak pot leje się strumieniami, a fryzura przestaje być wyjściowa, niekiedy w niewielkim stopniu cierpi również garderoba (naderwany rękaw czy kołnierzyk).

11. Różnie bywa, ale czasem faktycznie do ról rzezimieszków znajdywane są zakazane gęby, jakby ktoś o twarzy anioła nie był zdolny do czynów karalnych.

Czy coś jeszcze można dodać? Pomijając nonsensy scenariuszowe, w filmach rażą mnie konsekwentnie powtarzane bzdury. Na przykład 90% bohaterów wchodząc do ciemnego pomieszczenia nie próbuje nawet włączyć światła, a to chyba naturalny odruch prawda? Pozostałe 10% zaczyna po omacku szukać włącznika światła, ale albo nie ma go tam, gdzie powinien być, albo jest, ale właśnie przepaliła się żarówka (jak często przepalają się żarówki?) lub też nie ma prądu.

Co można by tu jeszcze dopisać? Macie jakieś propozycje?

piątek, 12 października 2012

Rex czy Wulkan?




JAK SIĘ NAZYWA TEN WILCZUR?

Gdynia (od naszego korespondenta)

"Rex" czy "Wulkan", oto zasadnicza treść rozmów toczonych w Gdyni - na ulicy i w domach prywatnych, w pierwszorzędnych kawiarniach i marynarskich knajpach dzielnicy portowej. Cała ludność Gdyni podzieliła obozy. Jedni wołają "Rex", drudzy "Wulkan".

Bohaterem i przyczyną tego "wielkiego" hałasu jest pies z rasy wilków, którego "podobiznę" podajemy. Na rozprawie sądowej przed paru dniami ustalono następujący przebieg sprawy: Pan Antoni Horbaczewski, naczelnik wydziału prezydjalnego komisarjatu Rządu w Gdyni posiadał psa, wilka, który wabił się "Rex". Pies ten w dniu 2-gim listopada wybiegł z domu i więcej nie powrócił. Tegoż dnia pan Horbaczewski złożył doniesienie w policji i zawiadomił kilku swoich znajomych, którzy psa tego znali. W policji pan Horbaczewski zeznał że zaginiony pies miał na sobie obrożę ze znakiem A. W dniu 31-go grudnia służąca p. Horbaczewskiego, Chruścińska Antonina spotkała jakiegoś pana, który prowadził na smyczy psa bardzo podobnego do "Rexa". Po krótkiej wymianie słów, obie strony znalazły się z psem na posterunku policji, dokąd przybył zawiadomiony p. Horbaczewski, poznając w psie swojego "Rexa".

Strona przeciwna - budowniczy p. Feliks Laskowski dowodził, że pies nazywa się "Wulkan" i jest jego własnością. Pies ten we wrześniu zaginął. W pierwszych dniach listopada p. Laskowski spotkał na Kamiennej Górze swego psa, ubranego w jakąś obcą obrożę. Kiedy p. Laskowski zawołał "Wulkan", pies zaczął się początkowo do niego łasić, a następnie uciekać. P. Laskowski dogonił psa, zabrał do domu, nie wypuszczając nigdzie bez smyczy. Ten stan rzeczy trwał do dnia 31-go XII, w którym to dniu służąca p. Horbaczewskiego spotkała p. Laskowskiego z psem i zaprowadziła na posterunek policji. Wezwani świadkowie p. Horbaczewskiego dowodzili, że jestto "Rex", świadkowie zaś p. Laskowskiego poznawali w psie "Wulkana" stanowiącego bezsporną własność p. Laskowskiego. Policja po przeprowadzeniu dochodzenia oddała psa p. Horbaczewskiemu, opierając się na zeznaniach świadków, własnych spostrzeżeniach i na meldunku, złożonym w swoim czasie przez p. Horbaczewskiego.

Decyzji tej sprzeciwił się p. Laskowski, składając "zaręczenie w miejsce przysięgi", że pies wabi się "Wulkan" i że jest jego własnością. - Na podstawie tego oświadczenia p. p. mecenas Turek, występujący w imieniu p. L. uzyskał uchwałę sądu grodzkiego w drodze tymczasowego zarządzenia psa do rąk komornika p. Kamińskiego, co też 8 stycznia zostało uskutecznione. Nie godząc się z tym stanem rzeczy, p. Horbaczewski przez swego adwokata mecenasa Roszczynialskiego złożył również "zaręczenie w miejsce przysięgi", że pies jest jego własnością, na co podał szereg świadków. Na skutek wniesionego podania sąd naznaczył w terminie przyspieszonym rozprawę na której zbadał obie strony oraz przedstawionych przez nie świadków, którzy zeznawali pod przysięgą. Sędzia Pikor rozpatrujący tę sprawę, wydał wyrok, mocą którego tymczasowe zarządzenie oddania psa komornikowi uchylił, nakazując zwrot psa p. Horbaczewskiemu, aż do czasu rozprawy o tytuł własności. Rozprawa ta odbędzie się w dniu 20 lutego.

Kiedy mecenas Roszczynialski zwrócił się na mocy wyroku sądowego do komornika Kamińskiego okazało się pies został wbrew wyrokowi sądowemu wydany przez komornika p. Laskowskiemu. P. Laskowski zaś wywiózł psa do Warszawy, rzekomo w celu dokonania analizy krwi i udowodnienia w ten sposób sądowi, że pies nazywa się "Wulkan" i jest bezsporną jego własnością. P. Laskowski nadmienił przytem, że matka "Wulkana" suka "Tessa" żyje i że dzięki temu będzie on w stanie przeprowadzić analizę krwi, której wynik udowodni jego prawo własności.

Świadkowie p. Horbaczewskiego, w tej liczbie p. Jeziorowski i inżynierowa Millerowa stwierdzają stanowczo, że pies jest własnością p. Horbaczewskiego pan Jeziorowski wskazał przytem na charakterystyczne blizny, jakie zauważył u "Rexa" przed jego zaginięciem.

Sam bohater procesu "Rex" czy też "Wulkan" zachowywał się w czasie trwania przewodu sądowego bardzo towarzysko w stosunku do obu stron. Na wezwanie "Rex" biegł do p. Horbaczewskiej, na wezwanie "Wulkan" łasił się do p. Laskowskiej.

Tak więc spór pozostał nierozstrzygnięty.

R. W.

Tajny Detektyw, nr 5, 31.01.1932


***

Ciekawe czy to był Rex, czy jednak Wulkan. Po całym procesie pies pewnie sam nie był pewny swojej tożsamości. 


niedziela, 30 września 2012

Lekarstwo na upór kobiecy




Kobieta a lustro. Fakt dowiedziony, że kobiet zawsze wyskakują z tramwaju w tył, co bywało przyczyną częstych wypadków, żadne ostrzeżenia nie pomagają, każda z pań, wychodząc z tramwaju, chwyta prawą ręką za antabę* i schodzi na prawo, t. j. w stronę przeciwną tej, w którą dąży tramwaj.

Ale znajdzie się lekarstwo i na upór kobiecy. Znalazł je i zarząd tramwajów berlińskich. Środek bardzo prosty i pewny.

Oto, przy lewej antabie, nad stopniami, do boku wagonu przytwierdzono lusterko. Wiadomo, że kobieta nie może przejść obok lustra, aby w nie nie spojrzeć. A gdy już weźmie się za antabę lewą ręką i zwróci się cała w lewo, by spojrzeć w lustro, znajduje się właśnie w takiej pozycji, jaka jest potrzebna i we właściwy sposób, t. j. w stronę, w którą tramwaj idzie, schodzi ze stopnia.

No, i dla pań środek ten nie jest bynajmniej przykry. I to jest ważną zaletą lekarstwa!

Kobieta, nr 14, 1914.

***

Tyle seksizmu w piśmie dla kobiet...

*uchwyt

sobota, 22 września 2012

Zaginął ratlerek!




Zaginął 
Czarny ratlerek
PIES
z wystającemi dolnemi zębami
Odprowadzić za wynagrodzeniem: A. Kościuszki 24, m. 1.
Nieprawy właściciel zostanie pociągnięty do odpowiedzialności karnej

Express Wieczorny Ilustrowany, nr 96, 1926.

***

Biedny ratlerek pewnie nie miał świadomości, że ma wystające dolne zęby. Podejrzewam, że się teraz zawstydzony ukrywa.

piątek, 14 września 2012

Eksplodujące melony!




Eksplodujące melony

Szalone upały, które nawiedziły Stany Zjednoczone, wywołały w stanie Maryland szereg zjawisk, niespotykanych dotąd; pod wpływem żaru eksplodowały melony! Pod wpływem palących promieni słońca, sok w melonach uległ wrzeniu, a że melony nie są zaopatrzone, jak kotły parowe, w klapy bezpieczeństwa, przeto nastąpiło, co nastąpić musiało: melony pękły z piekielnym hukiem i trzaskiem, a ich skorupy rozleciały się w drobnych kawałkach na dziesiątki metrów wokoło.

Informator Zielarski, 1935.

***

Jak to dobrze, że się ochłodziło!

niedziela, 9 września 2012

Walka gajowych z pastuchami




Straszliwa walka gajowych z pastuchami.
(Telefonem od naszego korespondenta).

Wilno, 5 września (Hr). Wieś Żagniewo pod Filipowem była w piątek widownią krwawego starcia gajowych z pastuchami.

W miejscowości tej trwał od dłuższego czasu zatarg między właścicielem majątku, a grupą włościan na tle używania pastwisk dworskich. Wczoraj w czasie spędzania bydła, pastuchy rzucili się z kijami na gajowego Chwistka. - Chwistka w obronie własnej użył broni, raniąc jednego z napastników, co podrażniło pastuchów. Mimo, iż Chwistka zapowiedział, że w dalszym ciągu będzie strzelał, pastuchy rzucili się na niego, odebrali broń i pobili kijami do nieprzytomności. Nieprzytomnego poczęli wlec do najbliższego drzewa, chcąc go powiesić. Gdyby w tym czasie nie nadbiegli właściciel majątku wraz z kilkoma gajowymi, którzy zagrozili użyciem broni palnej, Chwistka niezawodnie zawisłby na drzewie.

Policja czterech włościan aresztowała i przekazała władzom sądowym.

Ilustrowany Kuryer Codzienny, nr 240, 31.08.1931, źródło: FBC.


***

Żyjemy jednak w cywilizowanych czasach...


sobota, 25 sierpnia 2012

Więzienie dla leniuchów




Więzienie dla leniuchów.

W najbliższym czasie w wykonaniu nakreślonego planu ustawodawczego, obejmującego wszystkie dziedziny życia, parlament włoski ma uchwalić nowe prawo karne, którego artykuł brzmi: >>każdy, komu udowodnione zostanie, iż stale z własnej woli jest bez zajęcia i przepędza, próżnując, dnie i noce w kawiarniach, restauracjach i kabaretach, podlega aresztowi i skazaniu na więzienie<<. Poseł Rossoni twierdzi, że uchwalenie tego prawa będzie dobrodziejstwem, które naród zawdzięczać będzie zwycięskiemu faszyzmowi. Prawo to przyczyni się do zwiększenia narodowego bogactwa i do zmniejszenia przestępczości.

Dziennik Śląska Cieszyńskiego, nr 8, 26.01.1926, źródło: FBC


***

Nie żebym popierała "zwycięski faszyzm", ale karanie lenistwa to kuszący pomysł. Tyle tylko, że te wczasy w więzieniu trzeba delikwentowi opłacić...

sobota, 18 sierpnia 2012

Chińczyk naturalnej wielkości




- Rozmaitości - Reklama fonograficzna. Pewien właściciel wielkiego składu herbaty w Hamburgu obmyślił oryginalny sposób reklamowania swojego towaru. U drzwi wejściowych stoi w sklepie figura woskowa, przedstawiająca Chińczyka naturalnej wielkości. Skoro tylko ktoś z kupujących uchyli drzwi, w tej chwili Chińczyk zaczyna kiwać głową i recytuje kilka wierszy, w których wychwala towar sklepowy i zaprasza do kupna. Jest to po prostu fonograf, połączony z mechanizmem drzwi. Wałek fonografu po skończonej mowie automatycznie się nastawia i Chińczyk gotów jest do następnej mowy. 

Gazeta Toruńska, nr 1, 1910, FBC.

***

Chińczyk dźwignią handlu?

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Tępiemi nożycami nie przetniesz



TĘPEMI NOŻYCAMI NIE PRZETNIESZ...
Na złym odbiorniku nie odbierzesz dobrej muzyki.
DETEFON i AMPLIFON
Idealny komplet odbiorczy
Szczegółowych informacyj udziela "Detefon" Warszawa, Zielna 30 oraz Urzędy Pocztowe.

Kobieta w Świecie i w Domu, nr 2, 1932

***

Trochę się kreatywni zapędzili...

sobota, 4 sierpnia 2012

Lekkie, nietłukące i praktyczne




NA URLOP CZY NIEDZIELNY WEEKEND I NA KAŻDĄ TEGO RODZAJU OKAZJĘ PRZYDADZĄ SIĘ LEKKIE, NIETŁUKĄCE I PRAKTYCZNE WYROBY Z TWORZYW SZTUCZNYCH
wiaderka, kubeczki, szklanki, talerzyki i talerze, miseczki, pojemniki na napoje, butelki turystyczne, kanistry itp.
Do nabycia w sklepach ARGED

Reklama prasowa, Ty i Ja, 1973, zbiory własne.

***

Nad czym ta pani duma? Mogłaby pomóc przy myciu samochodu, albo chociaż plastiki pozbierać... Swoją drogą, w dzisiejszych czasach ta reklama wyglądałaby zapewne nieco inaczej: to pani myłaby samochód prężąc się w dżinsowych szortach, a pan obserwowałby ją pijąc piwo lub gładząc się po spoconym torsie.

czwartek, 2 sierpnia 2012

Zahypnotyzowana krowa




Zahypnotyzowana krowa
wyrabiała niebywałe ewolucje w obecności eksperymentujących uczonych.

Zwierzęta poddają się naogół łatwo hipnozie. O poskramianiu wężów wiemy od dzieciństwa, ale nie przychodziło naom* na myśl, że zwykły rak jest znakomitem medjum.

Przekonać się o tem nietrudno. Wystarczy kilkanaście mierowych poruszeń dłonią, a nieoborak* wpadnie w odrętwienie i można go będzie ustawić w najnieprawdopodobniejszej pozycji, naprzykład nad głowie i kleszczach, z ogonem wyprostowanym ku górze.

Równie łatwo ulegają woli hipnotyzera - kury. Jeżeli kokoszkę położymy na podłodze, potrzymamy parę sekund, a następnie kawałkiem kredy narysujemy linję prostą, tworzącą jakby przedłużenie jej dzioba, to pierzaste medjum wpadnie w stan katalepsji i przez dłuższy czas nie będzie mogło ruszyć się z miejsca.

Bardziej skomplikowane doświadczenie przeprowadza obecnie w Gandawie p. Rene Sluyters, młody przyrodnik. Udało mu się doprowadzić pewną krówkę do takiego stanu, iż może z nią wyprawiać zadziwiające opisy*.

Po kilku "passach" hipnotycznych krowa zapada w głęboki trans. Śpi stojąc bez ruchu, lub leżąc i, szczegół naprawdę zdumiewający, porozumiewa się myślą ze swym panem. Sluyters narzuca jej swą wolę, co oficjalnie stwierdziła komisja delegowana przez uniwersytet.

Seans odbył się pod gołem niebem na pastwisku. Hipnotyzer uśpił krowę na przeciągu kilku sekund, kazał jej spocząć, następnie zwrócił się do członków komisji z zapytaniem, jakich pragną dowodów. Stanęło na tem, że czworonogie medjum po przebudzeniu ma powstać na nogi, obrócić się kilkanaście razy na jednem miejscu, następnie okrążyć pastwisko, przeskoczyć przez czernisty żywopłot i wrócić na dawne miejsce.

Sluyters położył prawą dłoń na czole śpiącego zwierzęcia, stał chwilę z wyrazem skupienia na twarzy, poczem trzykrotnie klasnął w dłonie.

Na ten sygnał krowa zerwała się raptownie, przebiegła kilka kroków i zaczęła się kręcić na miejscu z zadziwiającą szybkością. Następnie w kilku susach stanęła przy płocie, wykonała skok ponad kolczastą zagrodą, wróciła na pastwisko i zabrała się spokojnie do szczypania trway.

Członkowie komisji byli zachwyceni. P. Rene Sluyters zamierza wypróbować inne zwierzęta domowe.


Express Wieczorny Ilustrowany, nr 195, 1926. Źródło: FBC.


* prawdopodobnie literówki, powinno być "nam", "nieborak", "popisy"


***

Próbowałam zahipnotyzować osę, która wokół mnie krąży i porozumieć się z nią myślą, niestety nie wyszło. Może to nie działa na owady?



niedziela, 29 lipca 2012

Zboczenia mowy



JĄKANIE oraz wszelkie inne zboczenia mowy radykalnie usuwa Zakład Leczniczy dla jąkałów S. ŻYLKIEWICZA, WARSZAWA, CHŁODNA 22. Prospekty kancelarja wysyła bezpłatnie.

Ilustrowany Kuryer Codzienny, nr 268, 1931, FBC.


***

"Zboczenia mowy", "Zakład Leczniczy dla jąkałów" - cóż za delikatność...

czwartek, 19 lipca 2012

Niezbędny na wakacje!




Wybierasz się na letnisko zabierz z sobą HAMAK!

Wygodny, elegancki, składany leżak, który można ustawić w każdym miejscu; Ustawienie i złożenie trwa zaledwie kilka minut; bardzo wygodny do transportu poleca: E. LAMPARSKI, BYDGOSZCZ, ul. Gdańska 46.

Moja Przyjaciółka, nr 11, 1937, źródło: FBC.

***

Nie zapomnijcie!


środa, 11 lipca 2012

Małpa i tolerancja




- New York. - (Darwin przed sądem.) - W (Stany Zjednoczone) prawo zabrania wykładać w szkołach średnich i wyższych teorję ewolucji Darwina. 

Winny wykroczenia przeciw temu prawu profesor chemji na uniwersytecie John D. Scoper, odpowiadać będzie przed sądem za próbę demoralizacji studentów.

Obrony prof. Scoper'a podjął się słynny pisarz angielski H. G. Wells, który przyjedzie we wrześniu do Memphis na sprawę. Ze swej strony prokurator otrzymał sukurs w osobie wodza demokratów, W. Bryan'a, który obiecał wystąpić przed sądem jako oskarżyciel Darwina.

Kamieniem obrazu w całej tej sprawie jest oczywiście małpa.

Nobliwi prawodawcy Stanu Tennesse nie mogą się pogodzić z hypotezą pochodzenia człowieka od małpy.

W demokratyczniejszym stanie Pensylwanji darwinowska małpa korzysta z tolerancji. Europy nie stać na takie dysputy toledańskie. Mamy inne kłopoty. 

Dziennik Śląska Cieszyńskiego, nr 121, 3.06.1925

***

Europy nadal nie stać najwyraźniej na takie dysputy, co innego Stany...

poniedziałek, 2 lipca 2012

W lewo, w prawo!



Ilustrowany Kalendarz Słowa Pomorskiego, 1932. Źródło: FBC.


***

Pożyteczna ilustracja, a przy okazji niezwykłe przedstawienie zeza rozbieżnego i wytrzeszczu...

sobota, 23 czerwca 2012

Komarowe sadło




Komarowe sadło. Profesor dr. Linder proponuje wyzyskanie wielkich mas komarów i podobnego rodzaju owadów dla wyrobu tłuszczy. Hodowla owadów na wielką skalę w celu wyrobu tłuszczy nie będzie - pisze pomysłowy ten profesor - zbyt trudną. Trzeba będzie przeprowadzić ją tak, iżby w  specyalnych miejscach paszono jedynie poczwarki, w innych zaś trzebaby przyspieszać przez trzymanie wyhodowanych owadów w przegródkach z gazy, niesiesienie jaj. Następnie należałoby zużyć większą część poczwarek i owadów, prócz koniecznych do podtrzymania hodowli i wziąć pod prasę celem wytłoczenia tłuszczu - Tenże profesor dokonał skutecznych prób pozyskania tłuszczu z owadów za pomocą rozrastającego się i tłuszcz wytwarzającego grzebyka.

Gazeta, która podaje tę wiadomość, nic nie pisze o tem, czy owe sadło ma być użyte jako smarowidło, czy też jako środek spożywczy. Nic też nie wiemy, jak to sadło z komarów smakuje.


Gazeta Ludowa Tygodnik Ilustrowany, nr 13, 1916. Źródło: FBC.


***

Czasem naprawdę się cieszę, że pewne wynalazki nie weszły do użytku...

Radjo na letnisko



Zabierz radjo na letnisko -
Będziesz miał stolicę blisko.

Kobieta w Świecie i w Domu, nr 12, 1931


***

Pytanie czy wszyscy tego akurat chcą...

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Wynalazek w dziedzinie automobilizmu




Nowy pożyteczny wynalazek w dziedzinie automobilizmu. Zderzak ze specjalnie preparowanego kauczuku


Naokoło świata, nr 50, 1928, źródło: FBC.


***

Macie jakieś pomysły czemu to właściwie miało służyć?


środa, 13 czerwca 2012

Trans zasłuchania




Małpy oszalałe z nienawiści do muzyki. Rozbujały dzwony kościelne i wpadły w trans zasłuchania.


O niebywałym wypadku donoszą pisma francuskie.

Oto dwu bogatych neapolitańczyków sprawiło sobie dwie małpy, które chcieli poddać znanym obecnie w całym świecie operacjom doktora Woronowa, specjalisty od odmładzania.

Gdy znakomity profesor wyjechał z Paryża, aby na miejscu dokonać operacji na małpach, zwierzęta jakby z przeczucia krzywdy, którą miano im wyrządzić, zdołały w nocy wyłamać żelazne drzwi klatki, gdzie były zamknięte i umknęły do parku Capodimonte.

Napróżno starano zwabić je z powrotem. Małpy uciekały przed pościgiem, skacząc z drzewa na drzewo, aż w końcu skryły się do kościoła.  

Tu jednak zdarzyło się coś nieoczekiwanego. Małpy czepiając się sznurów rozbujały dzwony wiszące na wieży, które zaczęły nagle rozbrzmiewać donośnym dźwiękiem.

Muzyka ta doprowadziła małpy do pewnego rodzaju szału.

Uczepiwszy się sznurów kurczowo, małpy zapomniały o bożym świecie i z coraz większą zaciekłością targały linami  wywołując coraz donioślejszy alarm dzwonów.

Ta antypatja do muzyki zgubiła ekscentryczne zwierzęta. Straż kościelna pochwyciła je bez trudu. Były tak zatopione w swoim transie antimuzycznym, że ani spostrzegły się jak je pojmano, spętano i na zawsze pozbawiono wolności.

Express Wieczorny Ilustrowany, 31.08.1923, źrodło: FBC


***

Nie jestem pewna czy przypadkiem tej historyjki nie zmyślił jakiś nadużywający dzwonów proboszcz...



niedziela, 10 czerwca 2012

Strzeż się nieznajomych




Nabrał się,

Przed kilku dniami za interesami przyjechał z Krakowa do Wilna kupiec pan Flips, który zatrzymał się w jednym hotelu. Po załatwieniu wszystkich sprawunków p. Flips w oczekiwaniu pociągu wstąpił do cukierni przy ulicy Mickiewicza, gdzie widząc tańczące pary, postanowił przypomnieć dawne czasu i zaprosił jakąś samotną siedzącą panią do tańca.

Po upływie kilku minut znajomość została zawarta i młoda niewiasta dowiedziawszy się, że p. Flips jest "nietutejszy", zaproponowała mu malutki spacer po mieście.

W czasie przejażdżki młoda młoda niewiasta oświadczyła p. Flipsowi że dzięki temu, że małżonek jej wyjechał za interesami do Warszawy, chętnie by spędziła z nim parę godzin.

Po wspólnym porozumieniu postanowiono udać się do mieszkania uroczej uwodzicielki, gdzie p. Flips ochoczo bawił się do świtu. 

Rano wchwili gdy p. Flips chciał opuścić mieszkanie nieznajomej zjawiła się starsza kobieta, która zaczęła żądać od p. Flipsa 50 zł za zabawę.. z jej pensjonariuszką, która była zwyczajną prostytutką.

Pan Flips obecnie żałuje że dał się tak fatalnie nabrać.


Białostocki Kurier Nowości, br 13, 1933. Źródło: FBC.


***

Biedny pan Flips, taki niewienny, dał się nabrać... Parszywe życie, jak się człowiek dobrze bawi to ktoś mu od razu wystawia rachunek... Z drugiej strony ciekawe czy pan Flips bawiłby się równie dobrze mając  z góry świadomość, że będzie musiał płacić :).

sobota, 9 czerwca 2012

Czarne półbuciki



"Kostek" zwróć pantofle.

Mejerowi Władysławowi (Piłsudskiego 13), skradziono z niezamkniętego mieszkania czarne półbuciki wartości 20 złotych.

Jak ustalono, kradzieży dokonał Górski Konstanty, znany pod przezwiskiem "Kostek", za którym wszczęto energiczne poszukiwania.

Białostocki Kurier Nowości, nr 18, 1933. Źródło: FBC.


***

Ciekawe w jakim rozmiarze pan major nosił półbuciki i czy energiczne poszukiwania coś przyniosły.

niedziela, 3 czerwca 2012

Blądyni* z Marsa




Jak wyglądają mieszkańcy Marsa?

Paryski uczony Edmund Perrier, kierownik historyczno – przyrodniczego muzeum w Paryżu i członek akademji, przedstawia w swej książce "Życie na planetach" – jak to on sobie skonstruował na naukowych podstawach - obraz ewentualnych mieszkańców Marsa.

"Są blądynami* o błękitnych oczach, posiadających większą zdolność przystosowania się, niż nasze oczy. Są wyżsi i silniej od nas zbudowani. Posiadają bardzo wielki nos, ogromnie rozrośniętą szaszkę*, wybitnie szeroką pierś, nogi długie i cienkie. Kompletny brak wcięcia w pasie, oddzielającego klatkę piersiową od brzucha, nadaje Marsjanom wygląd zupełnie różny od ziemskich ludzi. Ponieważ na Marsie istnieje jedna tylko rasa, więc też niema walk o miejsce pod słońcem, natomiast panuje tam sprawiedliwość.

Marsjanie wierzą w mistyczny porządek wszystkich rzeczy, a są jednak przekonani, że nigdy nie dojdzie do poznania istoty wszechrzeczy. Pod tym względem – powiada Edmund Perrier – są oni "o wiele mądrzejsi od ludzi na ziemi".

Zaznaczyć jeszcze należy, że ksiądz Moreux, dyrektor obserwatorjum astronomicznego w Bourges, stwierdza według doniesienia gazety "Daily Mail", że wskutek chłodów panujących na Marsie, topnienie śniegu w strefie polarnej postępuje źółwim krokiem. Natomiast południowa półkula Marsa, pokryta jest nadzwyczaj bujną wegetacją.

Express Wieczorny Ilustrowany, nr 202, 1924.

* Pisownia oryginalna.


***

Podobno mężczyźni są z Marsa. Przyglądam się dokładniej mężczyznom, ale coś tu nie gra, nie wszyscy są "blądynami", nie wszyscy mają błękitne oczy, nosy raczej zupełnie normalne, podobnie jak nogi, z lekkim wcięciem w pasie tylko różnie bywa. 

Swoją drogą chętnie poznałabym "naukowe podstawy", które posłużyły panu Perrier do wysnucia takich sądów, w szczególności tego o wierze Marsjan w "mistyczny porządek wszystkich rzeczy".

środa, 30 maja 2012

Rozwiązanie konkursu...




ROZSTRZYGNIĘCIE KONKURSU NA NAZWĘ POTĘPIAJĄCĄ PALACZA WYROBÓW TYTONIOWYCH NIELEGALNEGO POCHODZENIA.

Istnieje odłam obywateli polskich, którzy krzywdzą Skarb Polski, paląc wyroby tytoniowe nielegalnego pochodzenia, zamiast wyrobów Polskiego Monopolu Tytoniowego. 

Wyroby nielegalne pochodzą bądź z przemytu, bądź są to wyroby fabrykowane pokątnie, a sprzedawane bez banderoli. W obu tych wypadkach korzystanie z nielegalnych wyrobów naraża Polski Monopol Tytoniowy, a tem samem Skarb Państwa na poważne straty.

W walce z tępieniem tych nadużyć z pomocą Polskiemu Monopolowi Tytoniowemu przyszedł między innemi Ilustrowany Kurjer Codzienny, ogłaszając wśród swoich czytelników konkurs na wynalezienie najodpowiedniejszej nazwy potępiającej takiego palacza - złego obywatela, który bez skrupułów krzywdzi Skarb.

Plon konkursu był bardzo obfity, przyniósł bowiem zgórą tysiąc propozycyj. Świadczy to z jednej strony o bogactwie i elastyczności naszego języka z drugiej zaś o inwencji językowej czytelników.

Po rozpatrzeniu tego mnóstwa propozycyj jury konkursowe doszło do przekonania, że żaden z nadesłanych wyrazów nie odpowiada w doskonały sposób wszystkim warunkom konkursu, wobec czego żaden nie zasługuje na pierwszą nagrodę.

Drugą nagrodę w sumie złotych 150, - uzyskało słowo "oćmiskarb", a autorem jego okazał się red. St. Mróz z Krakowa.

Trzecią nagrodę uzyskał wyraz "ćmirus", którego autorem jest p. Juljan Tuwim z Warszawy. 

Pozostałe słowa zakwalifikowane do odznaczeń, które wypadły w sposób następujący:

okpidymek, premja zł. 50. - autor p. Zofja Obiezierska, Warszawa, Miodowa 21.

palidrań, premja zł. 50. - autor p. Jan Łukasiewicz, Międzyrzecz k. Lwowa.

kradzidymek, premja zł. 30. - prof. F. Jańczyk, Kraków, Krzywa 7.

okpifaja, premja zł. 30. - autor p. Adam Areo-Sobczak, Kraków, Zwierzyniecka 26.

paliniepoń, premja zł. 30 autor p. Marjan Brzestek, N. Wieś, p. Koźminica.

przemytytek, premja zł. 30. - autor p. Jan Studziński, p. Zimna Woda.

palijucha, premja zł. 30. - autor p. Marja Gorzkowska, Kraków, Studencka 4.


Tajny Detektyw, nr 47, 1932, źródło: FBC

***

Cóż za szlachetna inicjatywa obywatelska...

Biedny pan Tuwim, redakcja się na nim nie poznała i nie zdobył pierwszej nagrody, ba, nawet drugiej... 



niedziela, 27 maja 2012

Zdradzieckie lusterko i ekstaza upojeń






- WARSZAWA. (Zdradzieckie lusterko.) Należy zanotować w kronice codziennych wydarzeń fakt osobliwszej, że tak rzec, >>przygody w przygodzie<<, jaka trafiła się pewnej parze.  >> On<<  i  >>ona<<  pewnego pięknego wieczoru zapragnęli użyć wszelkich rozkoszy przejażdżki auto-doróżką.

Wsiedli oboje, wtulili się w głąb wygodnych siedzeń... i kazali się wieźć w Aleje, pogrążone w półmroku. W pewnej chwili, gdy oboje owładnięci byli ekstazą upojeń, auto się zatrzymało i niesamowity nastrój przerwał głos policjanta: A to znowu co takiego?

Okazało się, że lusterko, umieszczone na szybie przed szoferem, zdradziło przed nim wszystko, co się działo wewnątrz auta, a obrażając moralność tego właśnie szofera sprawiło, że podjechał on do policjanta i zażądał jego interwencji.

Po spisaniu protokołu sprawę skierowano do sądu a onegdaj para stanęła przed obliczem sędziego.

Sprawiedliwość dała wyraz zapatrywaniom swym na przeznaczenie samochodów w ten sposób, że >>ona<< skazana została na 1 miesiąc aresztu, >>on<< zaś, jako że uznany został w całej sprawie za stronę bierną, tylko na 7 dni.


Dziennik Śląska Cieszyńskiego, nr 228, 31.12.1925, źródło: FBC.


***

Nie wnikam co robiła >>ona<<, skoro >>on<< był stroną bierną... Zastanawia mnie jednak jak długo kierowca obserwował rozwój wypadków w zdradzieckim lusterku, zanim jego moralność została obrażona...

sobota, 26 maja 2012

Mateczka trzyma krótko




Stuletnia mateczka trzyma krótko swych 70-letnich bliźniaków.

Współpracownik "Manchester Guardian" opisuje swój wywiad z panią Emmą Oliver, właścicielką drukarni w Londynie, która w pierwszych dniach czerwca obchodzić będzie swe setne urodziny.

Sędziwa staruszka mieszka razem z dwoma swemi synami 70-letnimi bliźniakami, staremi kawalerami, których traktuje jak smarkaczy.

- Moi chłopcy - rzekła pani Oliver do dziennikarza - muszą wcześnie chodzić spać, gdyż inaczej nie są zdolni do pracy.

Synom, których rozróżnić prawie niepodobna, kazała zrobić okulary, każdemu inne, aby po tym detalu ich rozpoznawać. Staruszka jest pełna życia, do dziś dnia prowadzi gospodarstwo i obszywa swych "synków" i zajmuje się dużą drukarnią.

Na jedno oko nie widzi, ale przed drugiem nic się w domu ukryć nie zdoła. Co rano wstaje o 6-ej, budzi "dzieci", asystuje przy ich ubieraniu a po śniadaniu wysyła ich do drukarni na robotę.

Pani Oliver pamięta doskonale ślub królowej Wiktorii angielskiej i lubuje się we w wspomnieniach. Wieczorami czytuje swym synom, jest to jej najmilszą rozrywką.

Do dziś dnia trzyma krótko "chłopców" a bliźniaki boją się Mamy!


Express Wieczorny Ilustrowany, nr 94, 21.05.1926, źródło: FBC.


***

Cóż, dla mam zawsze jesteśmy dziećmi...

"Na jedno oko nie widzi, ale przed drugiem nic się w domu ukryć nie zdoła." - rozbroiło mnie to zdanie :)

piątek, 25 maja 2012

Niech się Pani sama nie krzywdzi




Niech się Pani sama nie krzywdzi!

Niech Pani zwraca baczną uwagę na towar, jaki Pani kupuje! Obecnie często usiłuje się sprzedawać paniom domu zamiast znanych od dziesiątek lat ze swej znakomitej jakości fabrykatów Dra Oetkera, inne wyroby w łudząco naśladowanem opakowaniu, lecz w gorszej jakości. Należy zatem przy zakupie baczyć na to, żeby na paczce znajdowały się nazwisko "Dr. Oetker" i marka ochronna "Jasna Głowa", i nie przyjmować żadnych naśladownictw.

Dzięki wielkiemu obrotowi budynie Dra Oetkera, oraz Dra Oetkera proszek do pieczenia "Backin" i jego cukier waniljowy nabyć można zawsze świeże.

Dr. A. Oetker Fabryka środków spożywczych

Żądajcie bezpłatnych książeczek z przepisami Dra Oetkera w składach spożywczych!


reklama prasowa, 1934. Źródło: FBC.


***

Niech się Pani sama nie krzywdzi! Proszę to zostawić innym...

Widać podróbki i próby podszywania się pod znane marki to nie nowość.

wtorek, 22 maja 2012

W trumnie do Ameryki





Podróż w trumnie do Ameryki. Okrętem "President Harding" do Nowego Jorku z Polski przyjechał Jan Zacharek, którego po raz trzeci zatrzymano na Ellis Island i skazano na odesłanie z powrotem. Dotychczas nie stwierdzono w jaki sposób Zacharek dostał się na okręt. Służba okrętowa prawdopodobnie pomagała mu w tem. Rzecz ma się tak. W oddziale pakunkowym znajdowała się trumna, która miała zawierać zwłoki przeznaczone do Stanów Zjednoczonych bez dokładnego adresu. Zarządca oddziału pakunkowego okrętu "President Harding" zarządził otwarcie trumny. Przekonano się, że była próżna i bardzo wygodnie urządzona, zawierała bowiem mały magazyn artykułów spożywczych i naczynie z wodą do picia. Kapitan zarządził śledztwo, które wykazało, że Jan Zacharek podróżował trzecią klasą, bez karty i paszportu. Przez dwa dni leżał w trumnie a trzeciego dnia wylazł z ukrycia, pomagał kucharzom i palaczom i... żył. W Nowym Jorku oddano go urzędnikom imigracyjnym którzy odstawili go na Ellis Island, skąd zostanie deportowany do Polski. Zacharek już trzy razy próbował szczęścia.


Dziennik Śląska Cieszyńskiego, nr 23, 28.03.1923, źródło: FBC.


***

Ciekawe czy zdeterminowanemu pani Zacharkowi się w końcu udało osiąść w upragnionej Ameryce...

poniedziałek, 21 maja 2012

Tortury chińskie

Źródło

TORTURY chińskie 
przeżywa ten kto nie posiada w domu imbryka elektrycznego
Sprzedaż ratalna grzejników w salonie elektrowni miejskiej
marszałkowska 150

Tygodnik Illustrowany, nr 16, 17.04.1938


***

Macie czy przeżywacie tortury chińskie?

niedziela, 20 maja 2012

Ciężkie dłonie baby

Źródło


STRUMIEŃ. (Dziwna kradzież.)

W nocy przed kilku dniami wracał p. G., stateczny i zamożny obywatel, trochę chwiejnym krokiem do domu. Ponieważ żona jego w żaden sposób nie chciała go wpuścić do mieszkania, nazywając go przytem niemiłemi słowami, więc strapiony p. G. postanowił przenocować przy parobku w stajni. Doszedłszy na podwórze, spostrzegł z uradowaniem, że do dachu ktoś przystawił drabinę. Nie namyślając się wiele postanowił wydrapać się po niej na dach, zerwać zeń poszycie i na przekór żonie w tak niezwykły sposób dostać się do mieszkania. Będąc już na dachu, trochę się zdziwił, gdyż spostrzegł, że już my ktoś i otwór w dachy, dosyć spory, uczynił. Przeciskając się przezeń, stracił nagle równowagę i jak długi runął na strych. Nie wyrządził sobie jednak przytem wielkiej krzywdy, gdyż legł na czemś miękkim. Lecz w tej samej chwili wszczął się na strychu okropny wrzask, a gdy przerażona a mocno odważna żona wybiegła na strych, spostrzegła swego męża, leżącego na jakimś obszarpanym rzezimieszku, który próżno usiłował wydobyć się spod ciężkiego gazdy. Darli się przytem obydwaj tak okropnemi głosy, że aż strach. Pani G., nie tracąc przytomności, zawinęła się rychło koło nich i nim tamci biedacy się spostrzegli już znajdowali się w ciężkich dłoniach baby. Sprowadziła ich do sieni, poczem, ułapiwszy mocno zmartwiałego złodziejaszka za szyję, poprowadziła nieboraka do szopy i zamknęła na kłódkę. Na nieśmiałą uwagę wystraszonego męża, że może stamtąd ucieć, machnęła tylko ręką, gdyż świadoma była celowości swego czynu, jako że w owej szopie znajdował się ich pies.

Złodziej jednak rychło pokumał się ze swym wrogiem, uraczywszy go suto słoniną, wydobytą z za pazuchy, którą był skradł poprzednio na strychu. I gdy nad ranem udali się pogodzeni już małżonkowie do szopy, by złodziejaszka oddać w ręce władzy, zdziwili się niepomiernie, gdyż nie zastali w niej ani złodzieja, ani psa!... I nie dość na tem. Ów człowiek niegodziwy wylazł po raz wtóry na dach, pozbierał co lepsze połacie słoniny na plecach i niefrasobliwie powędrował razem z psem gdzieś w daleki świat.

Dziennik Śląska Cieszyńskiego, nr 4, 1926


***

Gdyby nie brak słoniny i psa pan G. z żoną mogliby uznać wydarzenie za dziwny sen...